fot. Konrad Kosacz
Dla niektórych z nich to jedyny sposób na zarabianie pieniędzy. Jeżdżą wspólnie – z chłopakiem, dziewczyną, bratem, wujkiem. Jeden przejazd może trwać 3-4 godziny, ale jeżeli granica jest pełna – nawet 8 godzin. Czym się zajmują?
Wystarczy samochód, wiza, paszport i już można jeździć. Jakie auto? Wbrew pozorom nie najnowsze – świetnie nadaje się do tego VW Passat, który posiada 100-litrowy zbiornik paliwa. Po co aż tak duży? Wtedy bardziej opłaca się jeździć, z jednego kursu można zarobić nawet 80 zł. Przeliczając to na ilość wyjazdów i osób, które wkręcimy w ten interes może okazać się, że taka praca przynosi o wiele lepsze dochody, niż jakakolwiek inna na „etat”.
Mowa oczywiście o osobach, które cyklicznie przekraczają granicę z Obwodem Kaliningradzkim w celu przywiezienia do kraju paliwa, papierosów i alkoholu. Jak pokazują artykuły związane z tym tematem – takich osób jest naprawdę mnóstwo. Sporo ryzykują. Sam zakup paliwa i przywiezienie go do Polski to nie przestępstwo. Jeżeli natomiast te paliwo spuszczamy z baku i dalej odsprzedajemy – już tak. Zdarzają się przypadki, kiedy Straż Graniczna jedzie za danym autem aż do Elbląga po to, aby skontrolować garaż, piwnicę lub inne pomieszczenie, gdzie prawdopodobnie jest przetrzymywane nielegalne paliwo.
Rynek zbytu?
Nigdy nie miałem z tym problemu. Wozimy normalne paliwo, nie „chrzczone”, więc moi Klienci z powrotem do mnie wracają. Wożę cały czas dla tych samych osób, znajomych, więc likwiduję ryzyko do minimum – mówi mężczyzna, który zgodził się z nami porozmawiać i przybliżyć kulisy wyjazdów. Z przyczyn oczywistych woli pozostać anonimowy.
Benzyna czy diesel? Nie robi to większej różnicy – na pniu schodzi zarówno jeden, jak i drugi rodzaj. Zwłaszcza w Elblągu, gdzie na jednego mieszkańca przypada aż 2,5 samochodu.
Bez łapówki nie przejedziesz, nie ma opcji. Dać musisz zawsze. Mój znajomy pojechał, nie dał „w łapę” podczas kontroli. Zabrali mu prawo jazdy, zostawili kilka kilometrów przed granicą. Nie ruszysz, bo nie masz prawa jazdy, nie przekroczysz też granicy. Wrócili po ośmiu godzinach. Paniał? - spytał celnik. Paniał. Dać trzeba zawsze, w innym przypadku stoisz po kilka godzin.
Zabranie na „kanał” to zupełnie inna historia.
Podpadniesz Polakom i jedziesz na dokładniejsze sprawdzenie. Prześwietlają wszystko, a przed psem nie ukryjesz niczego. Miałem kilka paczek więcej przy sobie w bieliźnie. Psa puścili do samochodu, po chwili podszedł do mnie i po prostu usiadł, raz zaszczekał. Celnik już wiedział, kazał wyrzucić to, co mam przy sobie. Wyrzuciłem chyba ze 3 lub 4 paczki. Jeden rozkaz „bierz” i z paczek w kilka sekund zrobił się miał. Pies rozszarpał wszystko na kawałki. „Bierz dupę w troki i spier***, jeszcze raz Cię zobaczę z większą ilością to dowalimy taką karę, że się nie pozbierasz.”
Jak twierdzi nasz rozmówca – z historii „kanałowych” można by stworzyć osobny artykuł, jak nie książkę. Każdy jednak,M kto przemyca większą ilość papierosów lub alkoholu, może liczyć na mniejsze lub większe kary. A to generuje straty.
Do tego dochodzi obsługa auta, które musi być sprawne. Mówiąc „sprawne” mam na myśli „bez zarzutu”. Przy pierwszej lepszej kontroli po polskiej stronie może zostać zabrany dowód rejestracyjny, a to oznacza dodatkowe straty finansowe i czasową blokadę na wyjazdy.
Spytaliśmy również naszego rozmówcę o domniemane rwanie paszportów na granicy.
Jeżdżę już pewien czas, znam ludzi „z branży”, czytam Wasze artykuły, które według mnie kompletnie mijają się z prawdą. Nigdy się nie spotkałem z tym, żeby którykolwiek z celników celowo zniszczył paszport. Trzeba pamiętać, że za każdym przejazdem dokument przechodzi nawet przez sześć par rąk, które wertują poszczególne karteczki. Oczywistą rzeczą jest, że po pewnym czasie dokument się niszczy. Być może takie sytuacje i wystąpiły, jednak ani ja, ani moi znajomi nic o tym nie słyszeli.
Cały proceder odsprzedaży paliwa w Polsce jest nielegalny. To jednak nic w porównaniu z tymi, którzy przemycają olbrzymie ilości papierosów. Potrafią podróżować VW LT dostawczym wypełnionym od góry do dołu papierosami. Jeżeli się uda – można z jednego kursu „wyciągnąć” nawet kilka tysięcy złotych. Oczywiście już po odliczeniu sporych łapówek, które trzeba „dać”.