fot. elblag.net
Od kilku miesięcy zajmuję się sprzątaniem bałaganu, jaki zostawił po sobie pan Marek Pilichowski. Został on odwołany z funkcji prezesa MPO nie dlatego, że odniósł sukces, lecz dlatego, że poniósł porażkę - pisze Michał Wawryn, dyrektor MPO.
W styczniu publicznie poprosiłem pana Marka Pilichowskiego, by odszedł z godnością i klasą. W odpowiedzi wytoczył spółce proces, który znajduje się obecnie na etapie apelacji od wyroku sądu pierwszej instancji. Pan Marek Pilichowski czyni z siebie ofiarę sporu politycznego. Usiłuje przekonać opinię publiczną, że jako sympatyk Platformy Obywatelskiej, występujący na konferencjach prasowych tej partii, został odwołany bez uzasadnienia. W ramach tzw. karuzeli stanowisk, z inicjatywy Prezydenta Miasta należącego do innego ugrupowania politycznego. Rzekomo z tej samej przyczyny nie otrzymał też absolutorium z wykonania obowiązków zarządu spółki w 2013 roku.
Są jednak, co najmniej dwa powody, przeczące takiemu rozumowaniu. Po pierwsze. wśród szefów spółek komunalnych w Elblągu są tacy, którzy otwarcie utożsamiają się z Platformą Obywatelską. Mimo to nie zostali odwołani ze swoich funkcji po zmianie Prezydenta Miasta w lipcu 2013 roku. Jedynym odwołanym był pan Marek Pilichowski. Po drugie. trudno uznać za partyjną synekurę niedoinwestowaną spółkę na skraju bankructwa, wymagającą natychmiastowej głębokiej restrukturyzacji, zaniechanej przez pana Marka Pilichowskiego podczas półtorarocznego okresu jego rządów, które trwały od lipca 2012 roku do stycznia 2014 roku. Nie jest to bynajmniej wymarzone zadanie dla jakiegokolwiek działacza partyjnego w roku wyborczym...
Chciałbym w tym miejscu mocno podkreślić, że dziś, mimo znacznie trudniejszej sytuacji spółki niż jeszcze rok temu, nie ma odwrotu od dokonania zmian. Obowiązek ich przeprowadzenia miał w czasie swojej prezesury pan Marek Pilichowski. Teraz zmiany trzeba wdrażać znacznie szybciej, przez co są one niestety bardziej bolesne dla pracowników. Ich koszt, skumulowany w krótkim czasie, pogarsza znacząco wynik spółki w 2014 roku, co z troską zauważył pan Marek Pilichowski w swojej wypowiedzi, opublikowanej przez Elblag.Net w dniu 12 września 2014 roku. Pan Marek Pilichowski nazywa koszty tych zmian „rozrzutnością”, a ich przyczyny „nieudolnością”.
Jeśli więc zamierza mówić o nieudolności, spróbuję wyliczyć poniżej kilka zaniedbań pana Marka Pilichowskiego z okresu zarządzania przez niego spółką, skutkujących koniecznością poniesienia dodatkowych kosztów w bieżącym roku. Trzy pierwsze zagadnienia dotyczą decyzji strategicznych, dwie kolejne kwestie – bieżącego administrowania, ostatnia zaś sprawa ma wymiar fundamentalny, leżący u podstaw obecnego kryzysu przedsiębiorstwa. Pan Marek Pilichowski nie przeprowadził a nawet nie rozpoczął wdrażania informatyzacji księgowości, która do 2014 roku prowadzona była bez udziału komputera, za pomocą kartki i ołówka! Proszę wybaczyć ironię, ale fakt ten nie może stanowić powodu do dumy żadnego menadżera. Tym bardziej dla nowoczesnego europejskiego liberała XXI wieku, za jakiego chciałby zapewne uchodzić pan Marek Pilichowski, wiążąc się politycznie z Platformą Obywatelską, odwołującą się do modernizacji i rozwoju. Brak komputeryzacji księgowości oznacza dla spółki brak możliwości podejmowania szybkich i jednocześnie dobrze uzasadnionych decyzji biznesowych, które wymagają dokładnych analiz ekonomicznych. Mówiąc obrazowo: spółka wciąż stoi w blokach startowych, podczas gdy inni dawno już biegną.
Pan Marek Pilichowski nie dokonał niezbędnej wyceny spółki, umożliwiającej w wariancie optymalnym pozyskanie strategicznego inwestora branżowego lub znalezienie innego modelu stabilnego finansowania dalszego funkcjonowania spółki na rynku. W sytuacji pogłębiającego się kryzysu finansów publicznych i wynikającego stąd braku możliwości dalszego dokapitalizowania spółki przez samorząd miejski oraz pogarszających się lawinowo wyników przedsiębiorstwa, począwszy od lipca 2013 roku, skutkujących przyspieszonym odpływem pieniądza, obowiązkiem zarządu było aktywne poszukiwanie alternatywnych źródeł kapitału na zewnątrz. Podstawowym narzędziem służącym temu celów, jest profesjonalna wycena przedsiębiorstwa. Pan Marek Pilichowski nie ograniczył majątkowych kosztów funkcjonowania przedsiębiorstwa.
Pozostawił po sobie bazę rozrzuconą w czterech miejscach, podczas gdy powinien dążyć do skonsolidowania całości firmy w jednej lokalizacji, obniżając dzięki temu bieżące koszty operacyjne działalności oraz uzyskując jednocześnie dodatkowy przychód z wynajmu lub sprzedaży, uwolnionego w ten sposób, majątku. Pan Marek Pilichowski nie uruchomił chłodni głębokiego mrożenia, koniecznej do realizacji kontraktu na oczyszczanie dróg publicznych z padłej zwierzyny. Na mniejsze sztuki (psy, koty) wystarczyła wprawdzie mała zamrażarka. Zwłoki większych zwierząt, jak sarny, dziki czy łosie, magazynowane były na betonowej posadzce w jednym z garaży, niezależnie od pory roku i temperatury, tworząc w ten sposób dogodne miejsce żerowania dla rozmnażających się gryzoni, nie mówiąc już o tym, że było to działanie niezgodne z prawem, zwiększające ryzyko poniesienia przez spółkę odpowiedzialności karnej przed organami państwa.
Pan Marek Pilichowski nie zabezpieczył należycie majątku spółki (pojemniki oraz sprzęt do akcji zimowej). W przypadku pojemników nie przeprowadził ich inwentaryzacji. Spółka do 2014 roku nie wiedziała, ile ma pojemników, ile z nich jest na terenie bazy, a ile poza nią. W razie ich ewentualnej utraty mogła się w tym nawet nie zorientować. Pojemniki znajdowały się w nieładzie w różnych miejscach firmy (garażach, placach, magazynkach). Wiele z nich nadawało się do kasacji, zajmując powierzchnie, które mogły być wykorzystane do innych komercyjnych celów. Natomiast sprzęt do akcji zimowej systematycznie niszczał: pługi rdzewiały przy płocie a wytwórnię solanki zaczynano już demontować.
Nade wszystko zaś, pan Marek Pilichowski doprowadził do katastrofalnej sytuacji finansowej spółki, zawierając w połowie 2013 roku kluczowe kontrakty z gminami na wywóz odpadów poniżej progu opłacalności, to znaczy o wartości przychodów nie pokrywającej ponoszonych na ich realizację kosztów. Sprawa ta legła u podstaw dzisiejszej kondycji przedsiębiorstwa a złagodzenie jej negatywnych skutków to najważniejsze zadanie, któremu służą nowe umowy, zawarte w 2014 roku.
Dzisiaj spółka płaci wysoką cenę za opisane wyżej zaniedbania pana Marka Pilichowskiego. Zamiast więc myśleć – tak jak konkurencja – o rozwoju, zmuszona jest koncentrować swoje siły na walce o przetrwanie. Mam jednak nadzieję, że uda się jeszcze w tym roku nadrobić stracony czas i posprzątać bałagan, jaki zostawił po sobie pan Marek Pilichowski w MPO.
Michał Wawryn