Temat sklepów alkoholowych, przy których przebywają tak zwani „bumelanci” ponownie wrócił w kuluary rozmów Rady Miejskiej. Czy kolejne sklepy będą zamykane? Czy zostanie wzmożona ilość patroli policyjnych m.in. na ul. Rodziny Nalazków? Tego jeszcze nie wiemy. Warto jednak zastanowić się nad tym, czy to rzeczywiście sklepy są winne i czy ich likwidacja przyniesie upragniony spokój mieszkańców.
Temat, podobnie jak szlabany, powraca często na usta elbląskich polityków. Do dziś nie wypracowano rozsądnego środka na ulicznych „kloszardów”, którzy kręcą się wokół sklepów alkoholowych. Zazwyczaj są pod wpływem alkoholu, zaczepiają przechodniów, żebrzą o pieniądze a, jak mówią Radni, zdarzają się również sytuacje, w których to dewastują tzw. małą infrastrukturę osiedlową (ławki, śmietniki, ogrodzenia itd.). Radni zwracają uwagę, że problem dotyczy również młodzieży, również tej „troszkę” starszej.
Dlaczego takie sytuacje mają miejsce właśnie przy sklepach monopolowych? Radna Halina Sałata (PiS) zwracała uwagę na m.in. ulicę Rodziny Nalazków na Zawadzie. To właśnie tam funkcjonuje sklep „Borys”, który niektóre piwa sprzedaje taniej, niż bochenek chleba. Skąd ceny rzędu 1.30-1.50 zł za butelkę? Tego nie wiedzą nawet menadżerowie elbląskich supermarketów, a to przecież te sklepy liderują pod względem promocji i niskich cen.
- Nie mam zielonego pojęcia, zresztą, nikt go nie ma, kto pracuje w naszym sklepie. Głowimy się nad tym, skąd te sklepy mają tak tanie alkohole. U nas zamówienia składamy bezpośrednio u producenta i takich cen nie mamy – mówi jeden z głównych pracowników jednego z najpopularniejszych hipermarketów w Elblągu.
Niskie ceny przyciągają, zwłaszcza tych, którzy chcą, aby alkohol „był tani i sponiewierał”. Kupują go w sklepie, a spożywają... tuż obok niego. Radni zaznaczają, że strach obok takiej „grupki” przejść. I mają rację: kilka lat temu, właśnie w jednym ze sklepów osiedlowych przy ul. Rodziny Nalazków, wywiązała się kłótnia pomiędzy zwykłym Klientem, a jednym z „kloszardów”. Klient, gdy tylko sklep opuścił, został dotkliwie pobity przez grupę podpitych mężczyzn w różnym wieku. Sprawa ta bardzo długo ciągnęła się zarówno na policji, jak i w sądzie.
Radni debatują co poradzić, aby problem zaradzić. Jednym z pomysłów jest likwidacja tego typu przybytków. Jego sens i efektywność? Znikoma. Nie można zlikwidować wszystkich sklepów, nie można ograniczyć godzinowej sprzedaży alkoholu. Kto ma w planach kupić butelkę piwa czy wódki, to i tak ją kupi – chociażby dnia poprzedniego. Likwidacja jednego sklepu również nic nie da – kto będzie chciał się napić, to „przespaceruje się” do drugiego.
Pomysł numer dwa to prośby Radnych do elbląskich policji, aby ta zwróciła szczególną uwagę na miejsca, gdzie są zlokalizowane sklepy monopolowe sprzedające tani alkohol. I ta opcja ma największy sens pod warunkiem, że policja nie będzie cierpiała na braki kadrowe czy braki wyposażenia (popsute samochody chociażby). Interwencje mogą być wtedy wykonywane błyskawicznie po otrzymaniu zgłoszenia. Niestety, kłótnie czy bójki mają przebieg (najczęściej) błyskawiczny, a funkcjonariusze (z racji problemów natury technicznej) już tak błyskawicznie reagować nie mogą.
Co więc zrobić? Pomysłów brakuje, a problem nadal istnieje. Warto jednak, przy rozmyślaniu jak go rozwiązać, głęboko przedyskutować kwestię, czy rzeczywiście winne są sklepy monopolowe...