Stefan Rembelski fot.
Rzadko się zdarza, by prezydent miasta z ambicjami na reelekcję, działał na szkodę spółek komunalnych, których sam jest z mocy prawa właścicielem. Elbląg, a właściwie prezydent Elbląga, jest tutaj prekursorem cynicznej formuły kupowania sobie głosów, za pieniądze miejskich spółek. Od korupcji na dolnym Śląsku różni się to tylko tym, że tam kupowano głosy partyjne za pracę w spółce skarbu państwa, a w Elblągu PiS kupuje głosy wyborców, za pieniądze miasta – pisze Stefan Rembelski.
Po stu dniach rządów prezydenta Jerzego Wilka, nieporozumieniem byłoby oczekiwanie znaczącej poprawy stanu finansów miasta. Niemniej jednak to czas wystarczający, by pokazać wektory kierunku naprawy miejskiej kasy, której stan wymaga niezwłocznych działań, podejmowanych wspólnie przez całą Radę Miasta z inspiracji prezydenta Elbląga. Właściwie takich inicjatyw nie przejawia żadna ze stron życia publicznego.
Stan na dzisiaj jest taki, że władza samorządowa Elbląga jest zasadnicza w sprawach żadnych, i żadna w sprawach zasadniczych. Referendum było odpowiedzią na arogancję władzy i nadzieją na dialog o ratowaniu Elbląga, dialog bez partyjnych emocji, służący nie partyjnym koteriom ale miastu i jego mieszkańcom. Jerzy Wilk, jako kandydat jeżdżący tramwajem, z ponad dwudziestoletnim stażem samorządowym, zapewniał elblążan, że zna doskonale Urząd Miasta i niczego się nie musi uczyć. Już jako prezydent Elbląga wożony fordem Mondeo, przyznał w wywiadzie z dnia 11.10.2013r., że cytuję „Oczywiście pewne rzeczy były dla mnie nowością, takie jak sposób funkcjonowania Urzędu”. Ta przypadkowa, szczera wypowiedź, znajduje swój wymiar w decyzjach podejmowanych, a jeszcze bardziej w tych przez prezydenta nie podjętych, a kluczowych dla przyszłości Elbląga.
Zaczęło się od małego krętactwa i oddania 17 milionowej unijnej dotacji, poprzez wbijanie poprzednikom szpilek pod paznokcie, by przejść do poufnego budowaniu nieformalnej koalicji z SLD, za pomocą roszad w radach nadzorczych spółek komunalnych. Zważywszy na dramatyczny stan budżetu miasta, początek rządzenia najgorszy z możliwych – zamiast dialogu konfrontacja, gra pozorów, za nabożnie złożonymi rączkami obłuda i cwaniacka przebiegłość zdominowana terminem przyszłorocznych wyborów. Paniczny strach przed wprowadzeniem zarządu komisarycznego, paraliżuje proces racjonalnego myślenia o Elblągu w kategoriach wyższego dobra wspólnego. W to miejsce wchodzi obsesyjne myślenie, jak za pieniądze elbląskich podatników, zabezpieczyć partyjne interesy w najbliższych wyborach, i przedłużyć swój status wożonego fordem Modeno. Bardzo bym chciał się mylić, ale najlepszy czas na szeroką formułę rządzenia miastem, w sytuacji głębokiego kryzysu finansów, został przez prezydenta Jerzego Wilka bezpowrotnie stracony.
Gdyby zwycięzca był roztropny to rozumnie by zapraszał
Przy bardzo niskiej frekwencji elblążanie rozstrzygali bez wyraźnego wskazania o większości w składzie Rady Miasta i z niewielką różnicą o obsadzie urzędu Prezydenta Miasta Elbląga. Jerzy Wilk jako zwycięzca tych wyborów, z natury rzeczy stał się gospodarzem odpowiedzialnym, za doprowadzenie tej krótkiej kadencji do końca, bez strat dla miasta. Zaproszenie wszystkich ugrupowań do wspólnej odpowiedzialności za przeprowadzenie trudnych dla elblążan reform ratujących budżet miasta, w perspektywie dłuższej niż ten rok, było wymogiem czasu, szansą dla Elbląga na zdefiniowanie niezbędnych działań, ograniczających stałe wydatki miasta o minimum 10 %, a dla prezydenta Jerzego Wilka była to niepowtarzalna okazja na stanie się naturalnym liderem w trudnym czasie. Kanclerz Angela Merkel, którą tak bardzo cenimy za umiejętność dialogu, nie poszła na skróty podkupując czterech posłów z innych ugrupowań, ale utworzyła koalicję z SPD, oddając połowę stanowisk ministerialnych za cztery mandaty. Wielka szkoda, że prezydent Jerzy Wilk nie poszedł tą drogą, skazując Elbląg na proces przyspieszonej degradacji, w przededniu ogromnych pieniędzy z nowej perspektywy unijnej 2014 – 2020.
Kampania wyborcza - Zamiast programu ratunkowego
Rzadko się zdarza, by prezydent miasta z ambicjami na reelekcję, działał na szkodę spółek komunalnych, których sam jest z mocy prawa właścicielem. Elbląg, a właściwie prezydent Elbląga, jest tutaj prekursorem cynicznej formuły kupowania sobie głosów, za pieniądze miejskich spółek. Od korupcji na dolnym Śląsku różni się to tylko tym, że tam kupowano głosy partyjne za pracę w spółce skarbu państwa, a w Elblągu PiS kupuje głosy wyborców, za pieniądze miasta. Jak bowiem nazwać obniżkę czynszów, cen biletów czy polecenie nie waloryzowania ceny wody o rzeczywisty wzrost kosztów, czy chociażby o wskaźnik inflacji? Czy to nie jest zakamuflowana korupcja wyborcza w czystej postaci? Czy odpowiedzialny właściciel pozbawia swoje firmy dochodu rzędu 5 milionów, w sytuacji gdy w budżecie miasta brakuje prawie pięćdziesięciu milionów złotych? Z jednej strony kiełbasa wyborcza, za pięć milionów złotych z miejskiej kasy, a z drugiej kredyt w postaci emisji obligacji, na kwotę trzydziestu czterech milionów złotych.
Czy tak postępuje dobry, odpowiedzialny gospodarz miasta ? Jak to się skończyło w Elbląskiej Spółdzielni Niewidomych, wszyscy wiemy. O ile Rada Nadzorcza spółdzielni ELSIN, mogła tolerować taki sposób zarządzania, o tyle Rada Miasta musi stanowczo powiedzieć, że nie ma zgody na roczną, pisowską kampanię wyborczą kosztem budżetu miasta Elbląga. Za te fałszywe prezenty szefa elbląskiego PiS-u, zapłacą wszyscy elblążanie, niezależnie na kogo głosują, zapłacą ci co chodzą na wybory, jak i ci, którzy w wyborach udziału nie biorą. Bowiem za rok ceny tych usług trzeba będzie waloryzować podwójnie. Czy musimy płacić tak wysoka cenę, za never endig story pana prezydenta wożonego fordem Modeno?
Celem nie Elbląg ale trwanie za wszelką ceną
Strategia trwania, niepodejmowania trudnych decyzji, spinanie budżetu pośpieszną wyprzedażą majątku komunalnego jest zabójcza dla Elbląga. Prezydent nie inicjuje żadnych działań istotnych dla długofalowego zmniejszenia deficytu budżetowego, do wprowadzenia trwałego mechanizmu, dającego wieloletnią nadwyżkę budżetową, pozwalającą na skorzystanie z ostatnich już dużych dotacji unijnych. Posługuje się raczej kadzidełkiem, niż poważnymi projektami. Nie dzieje się nic, co można by nazwać poważna debatą o przyszłości miasta, o sposobie wykorzystanie pieniędzy unijnych, o projektach, które z tych pieniędzy powinny być sfinansowane, o ich celowości i przydatności dla elblążan i regionu elbląskiego. Wreszcie o tym, jak budować pozycję Elbląga, jako lidera regionalnego – bo przecież te pieniądze będą zasadniczo inaczej dzielone i na inne priorytety.
Prezydent Jerzy Wilk tego nie robi, bo najzwyczajniej w świecie tego nie wie. To nie jego wina, że nie wie – może nie wiedzieć. To raczej wina tych co tak wybrali, ale również tych, co nie idąc na wybory pozwolili wybrać tak infantylnie. Nie może być zgody na obłudne trwanie w roli dobrodzieja, zarówno prezydenta jak i Rady Miasta. Stu dwudziesto tysięczne miasto, samo w sobie ma potencjał intelektualny, zdolny do położenia na stole alternatywnego projektu dla Elbląga. Przyszłość Elbląga zależy od nieobecnych.
Wszystkim nieobecnym w elbląskich wyborach, tym, którzy hołdują zasadzie moja chata skraja, lub ja od miasta nic nie potrzebuję, dedykuję lekturę wydatków budżetu miasta. Budżetu, który prawie w połowie składa się z również Waszych podatków. Struktura tych wydatków w żaden sposób nie służy rozwojowi miasta, ale konserwuje archaiczny model rozdawnictwa, skierowany do budżetowych grup nacisku. Infrastruktura drogowa, z której korzystamy wszyscy, jest w stanie agonalnym, tak jak i nakłady na planowe ich remonty, remonty bieżące sprowadzają się do napraw metodą kleksa. Te wydatki zawsze przegrywają z rozdęta oświatą, wszechobecną administracją, pomocą społeczną skierowaną niekoniecznie do potrzebujących, czy komunalną gospodarką mieszkaniową. Ta grupa wydatków razem stanowi swoista studnię bez dna, wspieraną przez zdyscyplinowane, roszczeniowe elektoraty, od lewa do prawa. To równia pochyła dla postępującej degradacji infrastruktury komunalnej.
Niemożliwe jest odwrócenie tego trendu przy frekwencji 40% procentowej. Taka zmiana jest możliwa przy udziale sześćdziesięciu, siedemdziesięciu procent wyborców. Możliwa wtedy będzie nowa zasada definiowania priorytetów rozwoju miasta według formuły – nie pytamy co miasto może nam dać ale mówimy, co my możemy zrobić dla miasta. Wtedy możliwa będzie szeroka społeczna debat nad projektami dla miasta, a nie dla wąskich elektoratów partyjnych czy grup nacisku.
Elbląg potrzebuje szerokiej mobilizacji obywatelskiej już dzisiaj, potrzebuje udziału w sposób szczególny tych elblążan, których wiedza, doświadczenie zawodowe, skromność, a nade wszystko miłość do swojego miasta powinna skłonić do otwartego udziału w samorządowej przestrzeni publicznej Elbląga. Jesteśmy to winni naszemu miastu póki jeszcze nie jest za późno. Taka otwarta inicjatywa, ratująca Elbląg, wkrótce nastąpi.
Stefan Rembelski
stefanrem@wp.pl