aktualności |
ponad rok temu
11.07.2017 Witold Chrzanowski komentarzy 0 ocen 1 / 100% |
A A A |
Co może być ciekawszego od poznawania przeszłości? Z pewnością jest wiele takich rzeczy, ale nie odmawiajmy sobie przyjemności sięgnięcia po stare szpargały, z których możemy poznać nieznane szerzej fakty dotyczące Elbląga.
Ot choćby te dotyczące początków jednej z najstarszych firm komunalnych miasta - Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania.
Pionierski okres przedsiębiorstwa
Poprzednik MPO, Zakład Oczyszczania Miasta, powstał niemal bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku. Przebieg wydarzeń tego pionierskiego okresu dokumentują pożółkłe karty zgromadzone w równie pożółkłych tekturowych teczkach, znajdujących się dotąd w tym elbląskim przedsiębiorstwie. Pierwszy, heroiczny chciałoby się powiedzieć, okres (lata 1945-1946) zawarty jest w niepozornym – zawierającym zaledwie 24 kartki z bloku technicznego – albumie. Najstarszym dokumentem albumu jest pismo Rejonowego Inspektoratu Osadnictwa w Elblągu. Ta instytucja, podległa Ministerstwu Administracji Publicznej, skierowała 2 sierpnia 1945 roku do pracy w ZOM dwie kobiety - Józefę i Władysławę Walaszczyk. Sprawa jakich tysiące, chciałoby się powiedzieć. To właśnie jednak dzięki temu pismu dowiadujemy się, że poprzednik MPO miał swoją siedzibę - przypominamy: trzy miesiące po wojnie - przy... placu Goeringa 16. Marszałek III Rzeszy, następca Hitlera, ale też zbrodniarz wojenny czekał w tym czasie na wyrok w Norymberdze.
Wyraz „Niemcy” pisano małą literą
Obrazem ówczesnych realiów jest także kolejny dokument - z 28 stycznia 1946 roku. Jest to zarządzenie określające czas pracy w ZOM ("od godz. 7-mej - 12-tej i od godz. 13-tej-16-tej, tj. z jednogodzinną przerwą"). Pismo, podpisane przez naczelnika ZOM, J. Świeżaczyńskiego, zostało wydane w dwóch wersjach językowych - polskiej i niemieckiej. W firmie pracowało wówczas wiele osób narodowości niemieckiej. Jeszcze pod koniec tego roku, w październiku, w wykazie wszystkich pracowników, a było ich wówczas 109, osoby o niemieckojęzycznych nazwiskach stanowiły grupę 21 osób.
Bezpośrednio Niemców dotyczyło upoważnienie, jakie naczelnik ZOM, wydał 4 lipca 1946 roku. Ciekawa jest tu pisownia określająca jeszcze niedawny "naród panów". W dokumencie podpisanym przez J. Świeżaczyńskiego, naczelnik ZOM upoważnił "ob. Beier Gertrudę wraz z grupą niemek do zwożenia siana z parku przy basenach dla Zakładu Oczyszczania Miasta". Być może ktoś uznałby dzisiaj "niemki" za błąd maszynowy, ale wtedy była to szeroko spotykana, choć nigdy oficjalnie nie usankcjonowana, pisownia. Niemiecka mowa wydawała się Polakom tak obrzydliwa, że nagminnie - zarówno w pismach prywatnych jak i urzędowych - rzeczownik "Niemcy" pisano małą literą.
Nagana za „samowolne wypożyczenie konia”
Album zawiera wiele innych ciekawych dokumentów. Można w nim przeczytać o: pierwszym z 1946 roku, wypowiedzeniu pracy całej załodze ("z powodu ograniczenia funduszów"); o ukaraniu, także w 1946 roku, 8 pracowników ("za samowolne wypożyczenie konia z bryczką"); o apelu, zawierającym jednak i groźbę, że: "pracownicy, którzy otrzymali kożuchy z darów U.N.R.R.A. muszą w nich chodzić do pracy w przeciwnym razie będą musieli je zwrócić"... Signum temporis. Według listy sporządzonej 19 października 1946 roku, Zakład Oczyszczania Miasta liczył 110 pracowników. Zgodnie z regulaminem rozpoczynali oni pracę o godzinie 7, a kończyli o godzinie 16. W czasie pracy przysługiwała zatrudnionym 1-godzinna przerwa obiadowa (od godz. 12 do godz. 13); przypomnijmy też że tydzień pracy liczył sześć dni – oczywiście z sobotą. Ludziom towarzyszyli pracownicy czteronożni. Nie dostawali oni co prawda gratyfikacji finansowych, ale i ich dotyczył odpowiedni regulamin. „Przed wyjazdem konie muszą być oczyszczone, a na noc przywiązane do żłobu. Siano wolno kłaść tylko do drabiny” - możemy przeczytać w zarządzeniu z początku stycznia 1946 roku. Za niestosowanie się do wymogów zawartych w powyższym piśmie groziła kara – w wysokości 50 zł. Za stałą, uporczywą niesubordynację można było natomiast zapłacić utratą pracy; karę tę, na co dowodem są liczne pisma zawarte w albumie, stosowano dość często.
Nagrody, premie, mieszkania
Kary, także te najcięższe – dyscyplinarne zwolnienie z pracy, stosowano często, ale dbano przy tym o rozwój działalności socjalnej. Na przykład w latach 1959-1960, rada zakładowa udzieliła siedmiu zapomóg bezzwrotnych. W tym samym czasie zorganizowano także osiem wycieczek wypoczynkowych do Krynicy Morskiej i na grzybobranie. Zakupiono również bilety na opery „Halka” i „Traviata” oraz do teatru i kina dla 106 pracowników firmy. Ponadto zorganizowano imprezę choinkową dla dzieci pracowników, w trakcie której maluchy otrzymały też paczki z łakociami. W firmie funkcjonował również fundusz nagród. W 1960 roku, z okazji „Święta Odrodzenia Polski Ludowej 22 lipca” 20 pracowników otrzymało z tej okazji po 200 zł, a 10 po 300 zł. 57 pracowników otrzymało także gratyfikacje z tytułu zysku osiągniętego przez firmę w roku 1959. Dyrekcja przedsiębiorstwa dbała także o należyte warunki mieszkaniowe swoich pracowników. W archiwum MPO znajdują się między innymi dwa pisma z roku 1960, w których ówczesny szef firmy dyrektor Janusz Godlewski zwrócił się do Wydziału Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Elblągu o przydzielenie lokali dla dwóch pracowników znajdujących się w wyjątkowo trudnych warunkach (jeden z nich wraz żoną i dwójką dzieci mieszkał w jednej izbie o powierzchni 20 metrów kwadr.).
Firma pozbywała się koni
Przełom lat 50. i 60. był początkiem dużych zmian w funkcjonowaniu firmy. Dotyczyły one zwłaszcza zmian w taborze. Tylko w latach 1959-1960 liczba koni zmniejszyła się z 12 do 3, a liczba wozów konnych z 11 do 6. Zmodernizowano także tabor samochodowy. Przedsiębiorstwo dysponowało 8 samochodami ciężarowymi Star 20, 3 Starami 21 pracującymi jako polewarkozmywarki oraz jednym wozem asenizacyjnym. W roku 1961 firma wzbogaciła się o 3 samochody bezpylne „Sawering”, jeden samochód przystosowany do wywozu "fekaljów" a także o jeden samochód zmywarko-polewaczkowy ze szczotką.
Bydło brudziło ulice miasta
Mimo tych wszystkich zmian dyrekcja firmy samokrytycznie przyznawała, że stan czystości w mieście był, na przełomie lat 50. i 60., wysoce niezadowalający. Powodem tego, jak zaznaczono w stosownym protokole było „przeganianie trzód bydła przez główne ulice miasta”. Jak w każdym środowisku i w MPO nie brakowało konfliktów które można by określić jako interpersonalne. Przykładów nie brakuje. Ot, jeden z wielu: 3 stycznia 1959 roku, jednego z kierowców przeniesiono do pracy w warsztacie. Powód: „z dotychczasowych obowiązków wywiązuje się bardzo niedbale”. Ciekawe jak dał sobie radę w warsztacie? W latach 70. firma żyła nową projektowaną inwestycją – bazą przy ulicy Mazurskiej. Ostatecznie, po kilku latach, z projektu budowy nowej bazy MPO w tej części Elbląga jednak zrezygnowano. MPO nie utraciło natomiast innego nowego terenu – przy ulicy Armii Czerwonej (dziś: ulica Królewiecka). Nastąpiło to dopiero po latach.
Komentarze
(0)
Multiplatforma internetowa elblag.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane (regulamin). |
bądź pierwszy! |
Warmia i Mazury regionem zjednoczonej Europy Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury na lata 2007-2013. |